Jakkolwiek człowiek by się nie starał, jak by nie kombinował
i nie knuł - za nic w świecie nie zdoła uchronić się przed wszędobylskim
językiem angielskim. W „Grze o Tron” prawie wszyscy władają nienaganną
angielszczyzną (choć anglika w życiu nie widzieli!), podobnie mają się spawy z
załogą statku kosmicznego Battlestar Galactica oraz z senatem rzymskim za
czasów panowania Juliusza Cezara. Wiem, bo widziałem w telewizji. Ale to
jeszcze nic! Albowiem okazuje się, że mamuty i wiewióry (czy inne gryzoniowate
wywłoki) z epoki lodowcowej, krasnoludy i czarodzieje z czasów pamiętnej wojny
z Mordorem, smoki, żółwie ninja i roboty z kosmosu zmieniające się w środki
transportu też mówią po angielsku! Aż dziw bierze, że mój obecnie buszujący po
niebiańskich łąkach jamnik (bo przecież wszystkie psy idą do nieba) nie
opanował przynajmniej, bo ja wiem, słownictwa na poziomie A1. Może nużyły go
seriale i gry video, a z Internetu raczej nie korzystał. Ale niektóre psy na
bank oglądają „Grę o tron”, w myśl porzekadła: jaki pies, taki właściciel. W
efekcie owego osaczenia językiem angielskim, często wydaje nam się (naszym
czworonogom zapewne też), że bez problemu nawiązalibyśmy elokwentny dialog z
Tyrionem Lannisterem, sypiąc idiomami jak z rękawa. Tu jednak zalecałbym
ostrożność, gdyż zwyczaje nabyte przez lata używania języka polskiego mogą dać
o sobie znać, wiodąc nas na lingwistyczne manowce. Poniżej przedstawiam me
ulubione wpadki językowe, dosłowne kalki i błędne tłumaczenia, które może i Wam
przysporzę odrobiny radości: