Jak powszechnie wiadomo, w życiu liczy się lans i dobry
wygląd, czego doskonałym przykładem są pingwiny. Przez setki milionów lat
podążały drogą ewolucji prowadzącą prosto do metaforycznej szafy z
czarno-białym smokingiem, doskonale leżącym na może i nieco pulchnym, lecz za
to ergonomicznym i zapewne miłym w dotyku (dla pingwinów ma się rozumieć)
ciele. Naukowcy mogą mydlić nam oczy, że to kamuflaż, że drapieżniki, że w
pingwinim środowisku aż kipi od pingwinożernych fok, ale przecież mamy oczy i
widzimy - pozwolę sobie na kolokwializm - co jest pięć. Ewidentnie chodzi o
prezencję, zresztą nie bez powodu pingwiny cieszą się powodzeniem płci pięknej
nawet i ludzkiego gatunku – niejednokrotnie byłem świadkiem kobiecego zachwytu
nad przemyślanym przez tych czarno-białych cwaniaków stylem i prezencją. Tak więc
fizjonomię pingwina można łatwo wytłumaczyć. Problematyczna natomiast jest nazwa.
Etymologia słowa penguin wciąż trapi językoznawców. Nazwa ta
pochodzi rzekomo z języka walijskiego, w którym pen gwyn oznaczało dosłownie biała
głowa. Termin był początkowo używany do opisu alki olbrzymiej, już niestety
nieobecnej w panteonie żywej fauny tego globu. W latach 1577-80 w dziennikach z
ekspedycji Francisa Drake’a można odnaleźć następującą wzmiankę:
foule, which the Welsh men name Pengwin
która tyczy się ptaków zaobserwowanych na południowym cyplu
Afryki w okolicach cieśniny Magellana – czyli paradujących popisowo pingwinów.
Żeglarze, zdjęci zachwytem, być może pomylili pingwiny z alkami olbrzymimi, a
być może naumyślnie użyli nazwy, z którą byli zaznajomieni do opisu nieznanego
im jeszcze gatunku, wykazującego podobne cechy – albowiem alki olbrzymie również są
sporych gabarytów (jak nazwa wskazuje) ptakami nielotnymi o monochromatycznych
preferencjach w kwestii upierzenia. Jak było w istocie – któż to może wiedzieć…
Ważne, że od tamtej pory pingwiny dorobiły się swej nazwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz