Cóż może być przyjemniejszego niż spacer z audiobbokiem, gdy
otaczająca nas przyroda koi zmysły, a słowa płynące do złaknionych narracji
uszu karmią duszę? No cóż? Może ewentualnie spacer z atrakcyjną kobietą w
zwiewnej sukience. Albo – co kto woli - z przystojnym mężczyzną, który nie
dość, że potrafi gotować, to jeszcze ma prawo jazdy i nieźle tańczy. Albo
zamiast spaceru można by od razu przejść do przyjemności natury nieco mniej
cenzuralnej. Ale poza sprawami damsko-męskimi ciężko wyobrazić sobie większe
rozkosze, niż rzeczone audiobooki. No dobra, fajnie też pozbierać grzyby czy
jagody, piknik urządzić, w jeziorze się wykąpać, na rowerze pojeździć… Jednakże
spacer z książką w uszach na pewno plasuje się w pierwszej, bo ja wiem, setce najprzyjemniejszych
rozrywek. Gdy dodam, że ową książkę można mieć za darmo (co w Polsce aż tak nie
powinno dziwić) i na dodatek legalnie (ha!), przyjemność słuchania powinna wskoczyć
do pierwszej dwu… trzydziestki.
LibriVox – taką bowiem nazwę nosi źródło omawianych atrakcji
– jest darmową biblioteką online, w której odnajdziemy wirtualne stosy audiobooków
(oraz e-booków), dostępnych dla każdego bez ograniczeń. Od swoich początków
sięgających roku 2005, LibriVox funkcjonuje jako niekomercyjna organizacja
non-profit, wspierana dotacjami i działająca dzięki szerokiej rzeszy wolontariuszy,
którzy użyczają swoich głosów w dostępnych na stronie książkach audio. Wszystkie
tytuły pochodzą z tzw. domeny publicznej (the public domain), co oznacza, że
nie są chronione prawami autorskimi. W Anglii i USA prawa autorskie tracą moc
70 lat po śmierci pisarza, zatem księgozbiór LibriVox nie pachnie świeżością.
Na całe szczęście książki z czasem szlachetnieją podobnie do wina, a klasyki
literatury anglojęzycznej częstokroć przebijają swą wartością współczesne
grafomańskie gryzipiórstwo. Zresztą nie bez powodu do owej klasyki przeszły.
Jakość produkcji nagrań w zdecydowanej większości przypadków
jest po prostu dobra – fonicznych fajerwerków nie należy się spodziewać,
albowiem mamy do czynienia z nagraniami amatorskimi. Głosy wolontariuszy mogą
nieco odbiegać od studyjnych lektorów czy gwiazd teatru wynajmowanych do
profesjonalnych komercyjnych produkcji, lecz ma to swoją zaletę. Mianowicie,
różnorodność akcentów oraz nie tak dokładna i przez to też bardziej naturalna
wymowa pomogą każdej osobie zgłębiającej tajniki języka angielskiego w
osłuchaniu się z native speakerami z różnych zakątków anglojęzycznego świata.
Tak więc następnym razem, gdy najdzie was ochota na zbieranie jagód lub inne
leśne swawole, zastanówcie się dwa razy, czy nie lepiej oddać się przyjemnościom
słuchania książek.
Oczywiście żartuję. Leśne swawole powinny mieć priorytet.
Książka nie ucieknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz